Umowa na dostawy rosyjskiego gazu
Wkroczenie Komisji Europejskiej do negocjacji w ramach niemal sfinalizowanej już transakcji na zakup dodatkowego wolumenu gazu z Rosji może przekreślić roczne przygotowania do podpisania aneksu do umowy międzyrządowej z 1993 roku.
Początkowo, uwagi Komisji Europejskiej traktowane były z przymrużeniem oka. Uznawano je bardziej za efekt wymuszanych przez część polskich europosłów, pozornych działań niż realne zaangażowanie w obronę reguł wolnego rynku. Prace te znakomicie wpisały się w działania przeciwników podpisania umowy gazowej, posługujących się w gruncie rzeczy odmiennymi argumentami w dyskusji.
Według przeciwników, umowa gazowa z Rosją wydaje się być niepotrzebna. Jako argumenty przemawiające za niepodpisywaniem umowy, bądź podpisaniem jej w innym niż obecnie kształcie, przemawia oddanie do użytku w czerwcu 2014 roku terminalu do odbioru LNG w Świnoujściu oraz gaz łupkowy, którego poszukiwania już się rozpoczęły. Kwestią sporną jest też przedłużenie monopolu Gazpromu na tranzyt surowca przez terytorium Polski do 2045 roku.
Komisja zarzuca Polsce nieprzestrzeganie zasady TPA (Third Party Access), zgodnie z którą właściciele sieci przesyłowych zobowiązani są do udostępnienia ich stronom trzecim. Unia Europejska wymusza również na państwach wprowadzenie rozdziału firm dostarczających surowiec od przedsiębiorstw zarządzających gazociągami (tzw. unbundling). W przypadku Polski chodzi tu o sprawowanie funkcji realnego operatora i zarządcy gazociągu jamalskiego należącego do spółki EuRoPol Gaz. Rolę tę miałby przejąć Gaz System, na co Rosjanie nie wyrażają zgody.
Z perspektywy Rosjan, zabieg taki utożsamiać można z wywłaszczeniem. Utrata faktycznej kontroli nad gazociągiem (należącym do Gazpromu w niemal 50%), którego budowa finansowana była w znacznej mierze przez stronę rosyjską, jest nie do zaakceptowania i przeczy przyjętej strategii przejmowania kontroli nad sieciami przesyłowymi za wschodnią granicą. Brak kontroli nad gazociągiem oznacza dla Rosjan również pozbawienie ich wpływu na opłaty za tranzyt rosyjskiego surowca, które w obecnym kształcie należą do najniższych w Europie. Z drugiej strony, sytuacja ta okazać się może sprawdzianem, na ile państwa UE są zdyscyplinowane w realizacji unijnej polityki energetycznej.
W całej dyskusji dotyczącej działań Komisji pojawia się również wątek niemiecki. Działania komisarza ds. energii Günther Oettingera zgodne są również z polityką największych koncernów gazowych w Niemczech. Dzięki wprowadzeniu zasady TPA na gazociągu jamalskim, dostawy rosyjskiego gazu do Polski mogłyby się wówczas odbywać przez niemieckiego pośrednika. Mowa tu zarówno o odkupywaniu części przeznaczonego do Niemiec gazu płynącego gazociągiem Jamał jak i o dostarczaniu do Polski surowca za pośrednictwem gazociągu Nord Stream. Zasada TPA to największa furtka do liberalizacji rynku, która pozwoliłaby zasobnym w kapitał koncernom wkraczać na rynki nowych państw. Kwestią sporną jest, czy polski rynek gazu jest już gotowy na tego typu otwarcie i jak wielki będzie ono miało wpływ na PGNiG.
Już wcześniej dało się słyszeć głosy o możliwości uzupełnienia niedoboru przez spółkę E.ON Ruhrgas, lecz nadal jest to uzależnione od władz ukraińskich, których obecna prorosyjska polityka energetyczna stoi w sprzeczności z takim posunięciem. Na obecna chwilę, wszystko wskazuje na to, że pod koniec roku gazu w Polsce może zabraknąć.
Jak się jednak okazuje, często powtarzana data 20 października, jako czas wykorzystania całości zakontraktowanego obecnie gazu z Rosji może być chybiona. PGNiG do wyliczenia jej przyjęło zapotrzebowanie na poziomie przekraczającym 14 mld m sześc. czyli aż o przeszło 700 mln m sześc. gazu więcej niż zużyto w roku 2009. Szacunki mówią jednak, że popyt nie podniósł się w takim stopniu, a co za tym idzie, surowca może wystarczyć na dłużej.
Najbliższe tygodnie rysują się pod znakiem negocjacji polsko-unijno-rosyjski oraz walki wewnątrz rządu, który również co do umowy gazowej z Rosją jest podzielony. Skrajnie liberalne podejście prezentowane chociażby przez Radosława Sikorskiego z pewnością utrudni Waldemarowi Pawlakowi sprawne zamknięcie transakcji.
Pewni możemy być jednego. Planowana prywatyzacja Zakładów Azotowych w Policach będzie musiała zostać przeniesiona w czasie. Wykazująca już dziś finansową stratę spółką, po kolejnym kryzysie gazowym i wstrzymaniu dostaw surowca, będzie miała jeszcze większe trudności ze znalezieniem inwestora strategicznego. Nie można zapominać też o roli związków zawodowych twardo walczących w tym wypadku o swoje przywileje oraz wysuwających propozycję „prywatyzacji obywatelskiej”.