Azerbejdżan a sprawa polska
Protesty w świecie muzułmańskim zataczają coraz szersze kręgi. Po krwawych zamieszkach w Afryce Północnej i niepokojach o polityczną przyszłość regionu doczekaliśmy się drastycznego wzrostu cen ropy. Demonstracje rozlały się również na bliższy nam pod względem strategicznym Azerbejdżan.
Protesty miały miejsce 11 i 12 marca, lecz zarówno ich charakter jak i reakcja władz przyjęły nieco odmienną niż w przypadku Afryki formę. Po rozpędzeniu w ciągu 30 minut drugiej demonstracji było już niemal pewne, że rewolucja nie dosięgnie Azerbejdżanu w takim samym stopniu jak Tunezji, Egiptu czy Libii, pozostawiając tym samym status quo.
Wydarzenia te, choć niemal zupełnie pominięte przez polskie media, zasługują na uwagę ze względu na kluczową rolę Azerbejdżanu w polityce surowcowej Unii Europejskiej oraz jego potencjalną zdolność do redukowania znaczenia Rosji w regionie. Zmiana na szczytach władzy mogłaby wpłynąć na obranie nowego i precyzyjnie zdefiniowanego kierunku polityki Azerbejdżanu próbującego dotychczas lawirować pomiędzy Brukselą, Moskwą i Waszyngtonem.
Sektor naftowo-gazowy Azerbejdżanu
Zacznijmy od wprowadzenia pokazującego surowcowe znaczenie Azerbejdżanu. W 2009 roku – według danych BP – wydobyto tam 14,8 mld m sześc. gazu ziemnego (przybliżona roczna konsumpcja w Polsce) oraz 50,6 mln ton ropy naftowej (2,5-krotne zużycie Polski). W ramach tego 7,3 mld m sześc. gazu i 9,1 mln ton ropy zostało wydobyte przez państwowy koncern Socar.
Znaczna część surowców jest jednak eksportowana. Za granicę sprzedano w 2009 roku 7,1 mld m sześc. gazu oraz 47,8 mln ton ropy. Surowce mineralne odpowiadają za 92,83% całości eksportu Azerbejdżanu.
Kluczowe z perspektywy przyszłości są jednak szacowane rezerwy węglowodorów. W przypadku gazu wynoszą 1,31 bln m sześc. (0,7% rezerw światowych) oraz 1 mld ton (0,5% rezerw światowych) w przypadku ropy.
South Stream czy Nabucco? – zdecyduje Azerbejdżan
Powstanie południowego korytarza dostaw gazu do państw Unii Europejskiej, którego głównym filarem ma stać się gazociąg Nabucco dostarczający surowiec z państw regionu Morza Kaspijskiego, zależy w dużej mierze od woli Azerbejdżanu. Rurociągiem ma płynąć 31 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie. W skład konsorcjum odpowiedzialnego za budowę wchodzą koncerny z 6 krajów przez które ma biec planowana rura.
Mimo licznych zapewnień, iż jego rosyjski odpowiednik – South Stream – nie jest wymierzony bezpośrednio w Nabucco i że oba gazociągi mogą funkcjonować jednocześnie, oczywistym jest, że w ciągu najbliższych lat popyt na surowiec nie wzrośnie w wystarczającym stopniu aby pochłonąć dostawy realizowane dwiema trasami. Można więc wywnioskować, że kto pierwszy rozpocznie budowę, temu uda się sfinalizować projekt oraz znaleźć odbiorców na dostarczany surowiec.
O ile w przypadku South Stream kwestia źródeł surowca jest znana (choć nie brakuje też głosów, że liczne zaniedbania inwestycyjne Rosji uniemożliwią jej zapełnienie South Stream bez rezygnacji z przesyłu dotychczasowymi trasami przez Ukrainę bądź Białoruś) to w przypadku gazociągu Nabucco mamy do czynienia jedynie z deklaracjami bądź nieprecyzyjnymi umowami. Stąd pozycja Azerbejdżanu, który obok Turkmenistanu wskazywany jest na głównego dostawcę gazu do rurociągu.
Ten jednak próbując podpisać kontrakty z koncernami unijnymi, nie zamierza rezygnować z współpracy z Rosją. Zaledwie tydzień po styczniowej wizycie przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso, prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew podpisał umowę zwiększającą dostawy gazu do Rosji, zgodnie z którą w 2030 roku mają one wynieść 19 mld m sześc. przy zaledwie 2 mld m sześc. w 2011 roku.
Nie bez znaczenia jest tu hojność Rosjan oferujących – jak sami twierdzą – wyższe, powiązane z cenami ropy naftowej opłaty za importowany gaz ziemny.
Co jednak z tych odległych projektów będzie miała Polska? Projektowany interkonektor z Czechami umożliwi nam w przyszłości – w miarę tworzenia gazowego korytarza północ – południe – połączenie się z austriackim hubem w Baumgarten. Właśnie w tym miejscu spotykają się najważniejsze gazociągi naszego regionu. W związku z tym, stąd też będziemy mogli zaopatrywać się w surowiec w sytuacjach awaryjnych i dlatego istotne jest dla nas źródło gazu, który będzie stanowił naszą rezerwą bezpieczeństwa.
LNG przez Morze Czarne
Azerbejdżan nie zamierza być jednak tylko przedmiotem w grze o dostawy gazu do Unii Europejskiej. W kwietniu ubiegłego roku doszło do oficjalnego zainicjowania projektu AGRI, w którym obok Gruzji i Rumunii, Baku zamierza odgrywać czołową rolę. Surowiec miałby być transportowany w postaci skroplonej bądź sprężonej z gruzińskiego terminalu Kulevi do Constanty na rumuńskim wybrzeżu.
Projekt ten można uznać za konkurencyjny zarówno wobec South Stream jak i firmowanego przez Unię Europejską Nabucco. Zapewniłby on realną dywersyfikację nie tylko tras przesyłu, lecz również źródeł surowca, zmniejszając tym samym unijną zależność od Rosji.
Pikanterii sprawie dodaje polecenie Władimira Putina, który na początku marca zlecił przeanalizowanie opłacalności projektu konkurencyjnego wobec AGRI, dzięki któremu Rosja mogłaby przesyłać do Unii swój własny surowiec z terminalu wybudowanego nad brzegiem Morza Czarnego. Tu również można domniemywać, że tempo realizacji będzie miało największe przełożenie na finalizację projektu. Zarówno po stronie popytu na gaz jak i ograniczonej przepustowości Cieśniny Bosfor istnienie dwóch projektów nie ma racji bytu.
Ze strony Rosjan, terminal LNG jest szansą na przyspieszenie prac nad lekko zmodyfikowaną wersją South Steream, z której wyeliminowano by część biegnącą po dnie Morza Czarnego. Na ułożenie gazociągu w obrębie tureckiej strefy ekonomicznej Moskwa wciąż nie uzyskała zgody Ankary.
Można zastanawiać się, czy rosyjska kontrpropozycja dla AGRI jest projektem rzeczywiście realnym czy jedynie próbą dezinformacji, która ma na celu odwrócenie uwagi od prac nad South Stream?
Rola Azerbejdżanu w dostawach ropy na Białoruś i Ukrainę
Próby surowcowego uniezależnienia się Białorusi od dostaw ropy naftowej z Rosji zaowocowały podpisaniem kontraktów z Wenezuelą. W celu redukcji kosztów wykorzystano transakcje swapowe, dzięki którym do białoruskich rafinerii docierała faktycznie ropa z Azerbejdżanu. Mimo iż Ilham Alijew zapewne nie byłby skłonny do sprzedaży surowca po zaniżony cenach, to fakt ten pokazuje, iż Białoruś jest już w stanie przerabiać mieszanki ropy azerskiej i rosyjskiej.
W ramach powyższego kontraktu Azerbejdżan ma dostarczać Białorusi 4 mln ton ropy rocznie. To jednak nie koniec europejskiej ekspansji Socaru, który planuje zwiększenie dostaw na Ukrainę odpowiedzialną za 4% azerskiego eksportu tego surowca w 2010 roku. W lutym pojawiły się informacje o negocjacji kolejnego porozumienia, na mocy którego do zachodnioukraińskich rafinerii ma trafiać od 1,5 do 3 mln ton ropy rocznie.
W projekcie Odessa-Brody-Płock, z którym jeszcze do niedawna wielu polityków wiązało wielkie nadzieje, dostawcą ropy naftowej ma być Azerbejdżan. Biorąc pod uwagę słowa Roberta Soszyńskiego , prezesa PERN, wypowiedziane podczas konferencji Nafta/Chemia 2010 nie ma co liczyć na rozpoczęcie budowy rurociągu w perspektywie najbliższych lat. To właśnie wysokie koszty i brak racjonalności ekonomicznej spowodowały, że projekt przedłużenia naftociągu z Brodów do Płocka traktowany jest póki co wyłącznie w kontekście analitycznym.
Status quo
Biorąc pod uwagę przynajmniej tymczasową porażkę demonstrantów w Azerbejdżanie nie należy spodziewać się zmian kierunku polityki energetycznej Baku. Zapewne nadal będziemy świadkami pragmatycznego podejścia, zgodnie z którym – śladami Turcji – Azerbejdżan będzie robił interesy z tymi państwami, które w danym momencie zaoferują mu najwięcej.
Sumując wszystkie deklaracje prezydenta Azerbejdżanu można również dojść do wniosku, że zdecydowanie przekraczając one obecne, a nawet przyszłe możliwości wydobywcze kraju, a co za tym idzie zrealizowana zostanie jedynie część umów.
W gestii Polski jest natomiast wspólne z Unią oddziaływanie na politykę Azerbejdżanu, aby był on bardziej skłonny do zaopatrywania w surowiec korzystnych dla nas szlaków przesyłowych.