Gazoport i co dalej?
Po oficjalnej inauguracji budowy terminalu od odbioru skroplonego gazu ziemnego w Świnoujściu okraszonej wizjami pełnego bezpieczeństwa energetycznego wypada zadać sobie pytanie o wpływ gazoportu na przyszłość rynku gazu w Polsce oraz perspektywy działalności PGNiG.
Na zapowiedzianą możliwość swobodnego wyboru dostawcy gazu przyjdzie nam jeszcze poczekać. Oddanie terminalu LNG do użytku zaplanowano na czerwiec 2014 roku. Nijak jednak termin ten nie pokrywa się z datą wygaśnięcia podpisanego 29 października ubiegłego roku aneksu do umowy gazowej z Rosją. Zgodnie z jego postanowieniami, począwszy od 2012 do 2022 roku importować będziemy 10,24 mld m sześc. gazu rocznie. Zakładając, że możemy zrezygnować z 15% tej objętości, import z Rosji wyniesie minimum 8,7 mld m sześc.
Import gazu do Polski
Biorąc pod uwagę wydobycie gazu ziemnego w Polsce (4,22 mld m sześc. w 2010 roku) oraz porozumienie z VNG-Verbundnetz GAZ AG (1,03 mld m szesc. w 2010 roku i ograniczone przepustowością interkonektora) ważne do 1 października 2016 roku, łączny wolumen dostępnego gazu w latach 2012-2016 wyniesie minimum 13,95 mld m sześc. To o 670 mln m sześc. gazu więcej od zużycia w 2009 roku.
Wielkość ta nie uwzględnia jednak już zakontraktowanego surowca z Kataru, który na mocy umowy z końca czerwca 2009 roku będzie dostarczał do Polski przez 20 lat, począwszy od 2014 roku, 1,5 mld m sześc. gazu rocznie, co stanowi około 30% łącznej przepustowości gazoportu w Świnoujściu.
Zakładając niezmienny poziom zużycia gazu, co jest oczywiście mało prawdopodobne chociażby zważywszy na większą konsumpcje w 2010 roku, można wywnioskować, że w latach 2014-2016 będziemy mieli do czynienia z nadwyżką 2,17 mld m sześc. gazu na rynku.
Wybiegając jednak w przyszłość nie bez znaczenia może być również kwestia niekonwencjonalnych złóż gazu ziemnego w Polsce. Gaz łupkowy, którego obecność potwierdziła w połowie lutego amerykańska firma BNK Petroleum może nie tylko nasycić rynek dodatkowym surowcem, lecz również doprowadzić do wymuszenia eksportu niechcianego gazu.
Cała nadzieja w elektroenergetyce
Czarny scenariusz wydaje się jednak mało realny biorąc pod uwagę chociażby podpisaną 11 marca w Stalowej Woli umowę pomiędzy PGNiG a Tauron Polska. Zakłada ona powstanie bloku gazowo-parowego o mocy 400 MWe. Wmurowanie kamienia węgielnego planowane jest na 3 maja 2012 roku, podczas gdy oddanie do użytku ma zbiec się z ukończeniem budowy terminalu w Świnoujściu. Elektrownia Stalowa Wola ma zużywać rocznie 540 mln m sześc. gazu.
To nie jedyna inwestycja tego typu. Również pozostałe koncerny energetyczne planują budowę elektrowni gazowych, które z jednej strony przyczynią się do wypełnienia unijnego pakietu 3*20%, a z drugiej pozwolą przedsiębiorstwom zdywersyfikować źródła swoich przychodów. Ten drugi cel przyświeca w szczególności PKN Orlen oraz Lotosowi pragnącym uniezależnić się od koniunkturalnych marż przetwórczych w sektorze naftowym.
Ceny gazu
Pierwszym optymistycznym sygnałem, iż budowa terminalu LNG nie pociągnie za sobą wzrostu cen gazu jest rezygnacja z wprowadzania opłaty dywersyfikacyjnej, której zadaniem miało być zrekompensowanie nakładów poniesionych na inwestycję. Nie ulega jednak wątpliwości, że już zakontraktowany surowiec z Kataru wpłynie negatywnie na ostateczną cenę. Zdaniem Andrzeja Szczęśniaka będzie on droższy od gazu rosyjskiego od 30 do 50%.
Gazoport w Świnoujściu wraz z ukończeniem realizacji dodatkowych połączeń na granicy zachodniej i południowej, poza znaczącą poprawą bezpieczeństwa dostawy będzie stanowił argument negocjacyjny w rozmowach na temat przyszłych cen rosyjskiego gazu. Na ten korzystny bodziec musimy jednak poczekać, nie oczekując zbyt wiele w obecnie prowadzonych negocjacjach, w którym to Polska występuje po słabszej, pozbawionej przewag negocjacyjnych stronie.
Biorąc pod uwagę ceny gazu na europejskich hubach z ostatnich miesięcy, wolna przestrzeń przeładunkowa terminalu w Świnoujściu, o ile zostanie udostępniona stronom trzecim będzie stanowiła szansę do rozwoju konkurencji na rynku gazowym. Ta, choć w krótkim okresie bardzo korzystna dla konsumentów, może negatywnie wpłynąć na sytuację finansową PGNiG a w długim okresie pośrednio również na stan bezpieczeństwa energetycznego Polski. Całkowicie zliberalizowany rynek gazu w Wielkiej Brytanii jest dobrym przykładem tego, że rozdrobnione, prywatne koncerny nie są w stanie, bądź nie chcą ponosić nakładów na modernizację oraz rozbudowę infrastruktury i nowych mocy wytwórczych.
Uwzględniając koszt budowy gazoportu, który wraz z infrastrukturą wyniesie łącznie około 4 mld zł (w tym 2,8 mld zł sam terminal) należałoby uwzględnić rozłożenie kosztów na wszystkie, zarówno obecnie jak i w przyszłości wykorzystujące go podmioty. Zapobiegłoby to sytuacji, gdy budowa sfinansowana zostanie wyłącznie przez Skarb Państwa przy wsparciu środków unijnych, aby umożliwić realizowanie zysków przedsiębiorstwom prywatnym.
Polska jako kraj tranzytowy – nie wszystko stracone
Budowa gazociągu Północnego przełoży się na zmniejszenie roli Polski jako państwa tranzytowego. Polski terminal LNG może być jednak wykorzystany jako element nowego systemu połączeń gazociągowych z północy na południe Europy. Wówczas stanowiłby on nie tylko element wzmacniający bezpieczeństwo energetyczne Polski, lecz również naszych południowych sąsiadów, uzależnionych są od surowca ze Wschodu w znacznie większym stopniu.
Połączenie z austriackim hubem w Baumgarten byłoby również szansą na bardziej swobodny i otwarty rynek gazu i przy założeniu powstania gazociągu Nabucco, okazją do zaopatrywania się w surowiec pochodzący z Azerbejdżanu. To wszystko sprzyjałoby planom stworzenia wspólnego europejskiego rynku gazowego.
PGNiG na wolnym rynku
Najbardziej nurtującą kwestią jest przyszła pozycja PGNiG na zliberalizowanym rynku gazu ziemnego. Koncern związany długookresową umową z Rosją, na mocy której zaopatruje się w surowiec znacznie droższy niż jego zachodni konkurenci, byłby z góry nieefektywny. Jedyną możliwością rekompensowania wysokich cen rosyjskiego gazu jest krajowe wydobycie, lecz mając na względzie potencjalną eksploatację gazu łupkowego można wnioskować, iż również zagraniczne koncerny wchodzące na polski rynek gazu posiadać będą dostęp do taniego surowca.
Dlatego też tempo otwierania polskiego rynku gazu zależeć powinno od krajowej interpretacji bezpieczeństwa energetycznego. Powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie czy państwowy koncern jest w stanie zapewnić większą stabilność dostaw od przedsiębiorstw konkurujących na wolnym rynku, bądź też ile jesteśmy skłonni zapłacić za bezpieczeństwo energetyczne?
Świetny artykuł. Pozdrawiam w imieniu redakcji EBE – jesteśmy z tej samej branży;)
Mam takie pytania.
Podwaza Pan w swym artykule sens liberalizacji rynku (podajac przyklad angielski oraz oslabienie PGNiGu), martwiac sie o bezpieczenstwo energetyczne Polski, a zarazem przytacza Pan slusznie, ze ceny w Polsce sa wyzsze niz w niemczech, gdzie liberalizacja rynku doprowadzila do uniezaleznienia sie cen gazu (spot) od cen opartych na ropie (LTA BAFA). Wiec, mam pytanie:
1. czy to ze PGNiG jest odbiorca gazu z Rosji i pozostaje de facto (silnym) monopolista jest korzystne dla bezpieczenstwa Polski?
2. czy to, ze ceny gazu w Polsce sa wyzsze niz w Niemczech, jest dobre dla Polski, w kontekscie przestawienia sie czesci energetyki na gaz (EU2020 oraz backup peak load dla OZE)?
Poza tym artykul dobry. Moze brakuje troche informacji o tym jak ten gaz w Polsce moze byc liberalizowany, skoro dopiero budujemy interkonektory, infrastruktura ciagle kiepska, a dostep do magazynow praktycznie eliminuje konkurencje itp. itd.
Mysle, ze lepszy dostep do rynku gazu kontynentalnego, stopniowa liberalizacja handlu i umozliwienie przesylu i magazynowania dla stron 3-cich, plus prawdziwa dywersyfikacja czyli LNG, NS corridor oraz daj Bog wlasna produckja z lupkow nie zaszkodzi ani PGNiG ani Polsce.
Serdecznie pozdrawiam,
Tomek
Panie Tomku,
Nie było moim zamiarem całkowite podważanie sensu liberalizacji, gdyż może ona nieść ze sobą korzystne z punktu widzenia konsumenta zmiany. Poprzez uwypuklenie zagrożeń dla PGNiG chciałem pokazać bardziej długookresowe konsekwencje dopuszczenia na rynek podmiotów trzecich oraz mniejszą kontrolę państwa nad dostawami i ich stabilnością (o której konsumenci z reguły nie myślą, bo po prostu chcą mieć gaz i płacić jak najmniej).
Ceny gazu ziemnego w Niemczech są nominalnie niższe niż w Polsce. Odsyłam do artykułu Ceny gazu w UE. W II połowie 2009 roku niemieckie gospodarstwa domowe płaciły 16,35 euro / GJ, podczas gdy polskie 12,78 euro/GJ. Ceny finalne są w Polsce regulowane. Więcej o tym we wspomnianym wpisie.
W ich skład wchodzą natomiast ceny gazu rosyjskiego, które w 2010 roku były dla Niemiec faktycznie niższe niż dla Polski (odpowiednio 271 dol. / 1000 m sześc. i 336 dol. / 1000 m sześc.).
Żeby udzielić jednoznacznej odpowiedzi na Pana pierwsze pytanie musiałbym być politykiem 🙂
Kwestia monopolu ma oczywiście swoje dobre jak i złe strony. Monopol z punktu widzenia efektywności rynku jest zjawiskiem niekorzystnym dla konsumenta. Patrząc jednak z punktu widzenia branży dostarczającej dobra publiczne, tzw. monopole naturalne są wręcz wskazane, gdyż wysokie koszty inwestycji infrastrukturalnych wymagają określonej skali działalności.
Sam fakt, iż 63% gazu zużytego w 2010 roku pochodziło z Rosji świadczy na niekorzyść PGNiG, ale nie mamy gwarancji, iż dopuszczone na rynek podmioty trzecie pozyskają surowiec od innych dostawców. Bo niby od jakich? Poza tym, problemem w tym wypadku nie jest pochodzenie surowca, lecz jego relatywnie wysoka cena, na którą wpływa brak alternatyw z naszej strony.
Argumentami w tej dyskusji można przerzucać się w nieskończoność i jest to dobry pomysł na jeden z przyszłych wpisów, także serdecznie dziękuję za podpowiedź ciekawego tematu.
Co do drugiego pytania, to relacja cen gazu w Polsce w porównaniu do Niemiec nie ma tu żadnego znaczenia. Wypełnienia unijnych zobowiązań (3×20%) będzie nas słono kosztowało, a cena ta będzie tym większa, im większy będzie różnica pomiędzy GJ energii wytworzonej z węgla a GJ energii wytworzonej z gazu ziemnego z uwzględnieniem amortyzacji inwestycji.
Ma Pan rację, że do pełnego ujęcia problemu zabrakło w tym artykule wielu kwestii, a pewne zostały potraktowane po macoszemu. Taki był jednak mój zamiar, gdyż Internet rządzi się swoimi prawami i pisanie kompleksowych analiz niestety nie znajduje czytelników.
Aczkolwiek przygotowuję właśnie szerszą publikację na temat liberalizacji rynku gazu w Polsce z uwzględnieniem wszystkich wymienionych przez Pana aspektów.
Pozdrawiam,
Maciej
Panie Macieju,
Dziekuje za odpowiedz. Krociutko tylko podsumuje.
1. Niemiecki mix zgodnie z danymi BAFA zawiera ok 30-40% gazu z Rosji i jest faktycznie tanszy od Polskiego (gas to oil) nie wspominajac tego z rynku spotowego.
2. Alex M. z Gazpromu oswiadczyl juz, ze w grudniu gaz bedzie po 500 za tysiac m3, no i ma racje bo przy ropie za $125 teraz, gaz za 6 miesiecy bedzie circa po 4 x $125 = 500. Akurat w zimie rynki spotowe radza sobie gorzej, bo jest popyt naturalnie zwiekszony i nadwyzki znikaja, wiec opcji wiele nie bedzie.
3. My nie mamy zadnej opcji poza gazem z podkarpacia i zaazotowanym z wielkopolski. Bedziemy kupowac za ile nam dadza, bo chronimy dobra narodowe takie jak PGNiG.Oby nie skonczylo sie na niewyplacalnosci rodzimego giganta, jak sie okaze ze sa wybory i taryf podniesc sie „nie da” albo dojdzie do wladzy partia ktora uzna to za „oczywiscie niesluszne” i kasa na inwestycje psssst sie ulotni.
4. Czesi i Wegrzy juz nas wyprzedzili. Na Wegrzech gdzie do niedawna byla klapa, w marcu sie zabijali na aukcji przesylow, bo zachodnie firmy zdaja sobie sprawe ze u nas gas bedzie jeszcze dlugo drogi, a oni problemow nie maja aby nam go sprzedawac po dobrej cenie bez wzgledu skad pochodzi (Baumgarten to 60% Rosyjskiego gazu).
5. Dopoki nie ma taniego gazu, nie bedzie CCGT, no bo jak sie liczy faktyczny spark spread do mixu oleju opalowego i diesla (oil-indexed) zamiast do gazu, no to troche drozej to wychodzi i malo to ma wspolnego z europejska energetyka. A w Polsce kilowat juz jest powiazany z cenami zachodnimi, niestety wklad (gas) juz nie.
6. Bedzie wiec duzo wegla palonego, gaz ciagle z Rosji w cenie ustalanej na Wall Street, a taryfa dla koncowego uczestnika „zanotuje niespodziewany skok”…no bo nie ma nic za darmo
Pozdrawiam,
Tomek
(prosze o kontakt emailem)
Acha, „tani gaz jest tani, dopoki jest tani”, jak powiada znajomy trader, to sie moze zmienic w kazdej chwili. Lepiej miec wiecej czasu aby sie przygotowac, na to jak juz tani nie bedzie. Polska juz przespala boom na rynkach energii i tanie taryfy zawdzieczamy tylko ustawom, a te tez sie moga (a raczej musza) zmienic. Co wtedy?
Panie Tomku,
Jestem zdania, że taryfy to w obecnych warunkach najbardziej efektywny instrument hamowania monopolistycznych zapędów PGNiG. To właśnie dzięki URE nominalne ceny gazu w Polsce nie należą jeszcze do najwyższych w Europie.
Oczywiście ważne jest też to, o czym Pan wspomniał czyli polityczna motywacja decyzji podejmowanych przez URE. Nie sądzę jednak, że przy wzrastających cenach gazu, taryfy byłyby utrzymywane na dotychczasowym poziomie. Co najwyżej nieskuteczne mogą być apele PGNiG o skrócenie okresów, co jakie publikuje się nowe taryfy. Dzięki nim firma mogłaby szybciej dostosowywać ceny końcowe do rosnących cen surowca z importu.
URE też zależy na dobrej sytuacji finansowej PGNiG, gdyż inwestująca w infrastrukturę firma w długim okresie będzie w stanie zapewnić konsumentom tańszy gaz.
Ważne jest też uwzględnienie „spłaszczenia” cen gazu importowanego, które zależą od cen ropy i produktów ropopochodnych z ostatnich 9 miesięcy. Proces dochodzenia do 125$ za baryłkę był dość gwałtowny, a co za tym idzie przez większość powyższego okresu ceny były niższe, co będzie ciągnęło ceny rosyjskiego gazu w dół.
Myślę, że w obecnych warunkach powinniśmy przede wszystkim czekać na ukończenie budowy gazoportu i połączeń międzysystemowych planując jednocześnie przyszły rozwój konkurencji. Nie wierzę w powodzenie obecnych negocjacji cenowych pomiędzy PGNiG a Gazpromem.
Tak naprawde to sie zgadzamy w wielu punktach ale inaczej o tym mowimy.