Skip to content

2012-07-16

Komunikacja łupkowa

Skoro 73% Polaków popiera wydobycie gazu łupkowego, to dlaczego reportaże regionalnych mediów coraz częściej pokazują obraz konfliktów i napięć pomiędzy mieszkańcami a koncernami zajmującymi się poszukiwaniem błękitnego paliwa?

Po okresie medialnej euforii wywołanej prognozami Amerykańskiej Agencji ds. Energii, według której Polska posiada 5,3 bln m sześc. gazu w złożach niekonwencjonalnych, nastał czas pracy organicznej. Badania sejsmiczne, próbne odwierty, pierwsze szczelinowanie, wszystko to jest niezbędne, aby poznać faktyczną zasobność polskich łupków. Nie sposób prowadzić tych działań bez akceptacji społeczności lokalnych, które raz nabytej umiejętności blokowania dróg, szybko nie zapominają. Przekonał się o tym Chevron, gdy mieszkańcy Żurawlowa w marcu uniemożliwili pracownikom firmy rozpoczęcie wierceń. Wówczas już nie tylko branżowcy, lecz nawet polskie think tanki zaczęły bić na alarm – Edukujmy społeczeństwo! – krzyczały. Niektóre zaczęły nawet działać, lecz gdy skończyło się finansowanie zewnętrzne, skończyła się działalność misyjna.

Edukujemy lokalnie, chwalimy się globalnie

Strategii komunikacji ze społecznościami lokalnymi jest tyle ile firm poszukujących gazu łupkowego. No może trochę mniej, gdyż niektóre żadnej strategii nie mają. Działania realizowane są czy to przez zasoby wewnętrzne firmy, czy też wynajęte agencje wyspecjalizowane w komunikacji i budowaniu pozytywnego wizerunku.

Pierwsza cecha charakterystyczna, o niektórych działaniach łatwiej dowiedzieć się z krajowych mediów niż lokalnych słupów informacyjnych. Ciężko się dziwić zdezorientowanym mieszkańcom, skoro łatwiej jest spotkać ankietera czy przeczytać ulotkę dostarczoną przez działaczy ekologicznych niż dotrzeć do wiarygodnych informacji. Często pozostaje Internet, tylko jak bez specjalistycznej wiedzy odróżnić fakty od manipulacji? Na jakich źródłach można polegać?

O wykupieniu reklam AdWords na hasło „gaz łupkowy” pomyślał nie tylko Exxon i Chevron, lecz także ekolodzy odsyłający Internautę do prezentacji Teresy Adamskiej z Centrum Zrównoważonego Rozwoju. Nie trzeba czytać długich, skomplikowanych teksów, można obejrzeć film.

Na wsi Internet nie wszędzie dociera. Należy więc zorganizować spotkanie. Najlepiej w świetlicy. Bez udziału przyjezdnych i dziennikarzy. Po co utrudniać sobie pracę?

Będzie coffee, ciastka i się dogadamy. All right?

Szczytem finezji popisało się w marcu PGNiG. Na spotkanie w Przywidzu przyjechali przedstawiciele firmy i eksperci. Wydawać by się mogło, że kompetentna reprezentacja interesariuszy powinna w trakcie krótkiego spotkania rozwiać wątpliwości i obawy lokalnych mieszkańców.

– Cóż to w ogóle ten shale gas jest? – zaczął geolog z PGNiG, dostosowując swój język do odbiorców przekazu. W końcu lata spędzone w Wielkiej Brytanii i Irlandii wykształciły wśród lokalnej społeczności biegłą znajomość angielskiego – Prawdę powiedziawszy nie mam dobrych wiadomości. Nie ma czegoś takiego jak shale gas – i tu spotkanie można by uznać za skończone. Ekspert, widząc płomienne zainteresowanie słuchaczy kontynuował jednak – Tu mamy zdjęcie w mikroskopie elektronowym. Jest to zdjęcie graptolita

Redaktor Węglowodory.pl nie wie czym jest graptolit. Mieszkańcy Przywidza pewnie wiedzieli, gdyż natychmiast zrozumieli czym jest gaz łupkowy. Gdy nadszedł czas zadawania pytań, zatroskaną społeczność lokalną uspokajał specjalista ds. komunikacji ekologicznej z PGNiG.

– Pytanie co do ścieków. Co zrobicie państwo ze ściekami, które tam powstaną? – pytał uczestnik spotkania.
– Ścieki które powstaną będą wstępnie oczysz… Ja nie powiem panu jaka dokładnie będzie technologia
– sumiennie odpowiadał pracownik firmy.

Na nic się zdały tłumaczenia PGNiG, na nic cały elaborat. Znalazł się ktoś, kto nie zrozumiał.

– Ile wody potrzeba do oczyszczania gazu? – dopytywał kolejny uczestnik spotkania.
– Ilość wody zużywanej w otworze jest dokładnie taka sama jak w otworze badawczym – profesjonalnie tłumaczył geolog z PGNiG rozwiewając głęboko zakorzenione w narodzie obawy.
– To znaczy jaka? – ciągnął pytający.
Po krótkich konsultacjach, wzruszeniach ramion, odpowiedź padła – To zależy.

Firmy spotykające się z mieszkańcami otrzymują szansę bezpośredniego dotarcia do zainteresowanych i przedstawienia im swojego spojrzenia na korzyści płynące z eksploatacji gazu łupkowego. Warto więc tę szanse wykorzystać. Dostosować język i treść przekazu do odbiorców. Przygotować się sumiennie do wystąpienia oraz spróbować przewidzieć potencjalne pytania publiczności. Szachowanie skomplikowanymi terminami oddala dwie strony. Firma pragnąca zbliżenia z mieszkańcami pozycjonuje się jako przybysz z innego, niezrozumiałego świata.

Wójt – lokalny lider opinii

Niektóre firmy postanowiły wznieść się na kolejny poziom komunikacji. Aby poprawić jej efektywność wyszukują lokalnych liderów opinii, jednostki obdarzone autorytetem, powszechnie szanowane w społeczności. Czasami jest to ksiądz, czasami regionalny dziennikarz. Zawsze, bez wyjątku, zastaje nim także wójt. Bo jest kompetentny, bo ludzie go szanują i ufają jego słowom.

Nawet gdyby znalazł się w Polsce taki wójt, przestaje on być postrzegany jako reprezentant społeczności lokalnej. W oczach mieszkańców staje się wysłannikiem firmy i realizatorem jej interesów. Traci na nim nie tylko sam wójt, lecz również firma. Jak wysoka jest siła społecznej perswazji lokalnego polityka, który podczas spotkania z mieszkańcami siada za stołem po stronie przedstawicieli firmy? W konsekwencji dewaluowania dotychczasowych liderów, pojawiają się nowi. W opozycji do wójta i przedsiębiorstwa promują własne spojrzenie na gaz łupkowy.

– Przyszło do mnie paru mieszkańców i poprosiło o pomoc – powiedział uczestnik jednego ze spotkań. Posługując się niewiedzą pozostałych słuchaczy, pytaniami retorycznymi i obrazowymi porównaniami, skutecznie oddziaływał na emocję zebranych. Zdominował cała debatę.
Jestem po waszej stronie. Gaz należy do narodu. Musimy walczyć o swoje! – krzyczał do mikrofonu zbierając brawa lokalnych mieszkańców.

Dopiero się uczymy

Nie ma się co dziwić, że polskie firmy popełniają podstawowe błędy w komunikacji z lokalnymi społecznościami. Choć nie brak im doświadczenia w eksploatacji gazu ze złóż konwencjonalnych, nigdy nie były zmuszone do współpracy z ludnością lokalną i rozwiewania tak licznych obaw o stan środowiska naturalnego. Na tym polu wpadki zdarzają się również zagranicznym koncernom, które obok niszczenia środowiska podejrzewane są przecież o próbę złupienia lokalnego bogactwa.

Należy mieć więc nadzieję, że zarówno agencje jak i koncerny gazowe wynoszą lekcje z popełnionych przez siebie błędów. W końcu nie tylko oni rozwijają swoje kwalifikacje w tym obszarze. Również przeciwnicy gazu łupkowego posługują się coraz nowocześniejszymi i bardziej zakamuflowanymi technikami perswazji. Ich nie ograniczają jednak restrykcje spoczywające na firmach gazowych.

Podróżujący od spotkania do spotkania, stały kolektyw działaczy ekologicznych nie ma hamulców moralnych. Nie wzbrania się przed przerywaniem, przekrzykiwaniem, zagłuszaniem czy obrażaniem. Wszystko to po to, aby osiągnąć założony cel. Zniechęcić mieszkańców do wydobycia gazu łupkowego.

Czy koncerny wypracują skuteczne sposoby konkurowania z nimi?

Przeczytaj więcej w Gaz ziemny

Podziel się swoimi przemyśleniami. Skomentuj.

(wymagane)
(wymagane)

Subskrybuj komentarze